"W życiu chodzi o to, by umrzeć młodo, ale jak najpóźniej." – Pablo Picasso
POSTAWA CZŁOWIEKA WOBEC ŚMIERCI NA PODSTAWIE UWAG SENEKI W EPISTULAE MORALES AD LUCILIUM (Tomasz Dreikopel, UWM - Instytut Filozofii, Humanistyka i Przyrodoznawstwo 22(2016)
"Dwa ostatnie listy, które niewątpliwie należy uwzględnić w niniejszych rozważaniach, 77 i 82, ponieważ pozostają najistotniejsze ze względu na potrzebę wypracowania odpowiedniego stosunku wobec tego, co w sposób nieuchronny staje się udziałem każdego człowieka, określenia wartości śmierci, jej znaczenia w kontekście ludzkiego życia, a wreszcie należytego usytuowania w hierarchii rzeczy, które w pewnym stopniu tylko pozornie pozostają obojętne. Seneka wyraźnie podkreśla, że "[...] życie, jeżeli jest cnotliwe, nie może być niedokończone. Kiedykolwiek się z nim rozstaniesz, bylebyś tylko rozstał się należycie, będzie dokończoną całością". Śmierć jest zatem nie tylko dopełnieniem życia, ale stanowi uwieńczenie życia cnotliwego. Dopiero wówczas możemy powiedzieć, że uzyskało ono perfectam formam. Co więcej, musi być to śmierć piękna, rozważna oraz mężna, tylko w takim kształcie zasługuje ona na miano rzeczy wielkiej i godnej uwagi. Wreszcie, każdy z nas winien kształtować w sobie szczególnego rodzaju cnotę, którą określa filozof mianem odwagi umierania (virtus moriendi), zastrzegając, że "[...] życie, jeśli brak nam odwagi, by umrzeć, jest niewolą"16. Takiemu zniewoleniu ulegają ludzie rozpieszczeni (delicati), którzy odczuwają przemożny lęk przed śmiercią, ponieważ do niej upodobnili własne życie. Uzyskanie wspomnianej virtus moriendi nie tylko wyklucza życiową bezczynność (otium), nie tylko wymaga obwarowania się filozofią oraz poznania siebie i swojej natury (sui naturaeque cognitio), ale przede wszystkim wzmacnia nasz umysł wówczas, gdy już przysposabiamy się do spotkania ze śmiercią".
Zapraszamy do dyskusji, refleksji własnych. Będziemy je zamieszczać...
Co mówić o śmierci i jak? Ciągle o niej słyszymy. Jest coraz bardziej natarczywa. Pamiętam, jak kiedyś na pogrzebie mojej Babci (byłam wtedy dzieckiem) ktoś powiedział do mnie: "Płacz, nie bój się". Nie rozumiem śmierci (Anna, Lębork)
Ciekawa ta wasza strona. Ambitne plany i ciekawe tematy. Piszę do was w czasie Świąt Bożego Narodzenia. A tu zaraz koniec roku... symboliczne (Wanda)
Fragment wywiadu opublikowany w Wiadomościach Uniwersyteckich UWM 10/2024:
Prof. Mirosław Pawliszyn: Udajemy, że śmierci nie ma | Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
Czy żałobę możemy jakoś zdefiniować?
Żałoba jest oczywiście związana z pewnymi obrzędami i tradycjami, ale nade wszystko jest pewnym stanem człowieka, który doświadczył i doświadcza faktu czyjejś śmierci. Jest ona – owszem – tęsknotą, pamięcią, żałością, ale także rodzajem próby pozostawienia przy sobie tego, który umarł, wbrew wszystkiemu i wszystkim. Integralną częścią żałoby jest coś, co nazwałbym fundamentalną niezgodą czy sprzeciwem wobec faktu śmierci. Najpierw jest bunt wobec świata. Leszek Kołakowski pisał o fenomenie obojętności świata wobec śmierci. Świat jest całkowicie obojętny wobec faktu, że umarł nam ktoś bliski i że cierpimy z tego powodu. On idzie dalej, zajmuje się swoimi sprawami i wszystko toczy się tak, jakby nic się nie stało. W żałobie jest również bunt wobec innych ludzi - może to zabrzmi nieco brutalnie, ale buntujemy się przeciwko temu, że towarzyszenie innych osób w momencie, gdy ktoś nam umiera, jest chwilowe i najczęściej ogranicza się do paru zdawkowych słów, kondolencji, wyrazów współczucia. Dla mnie osobiście bolesnym tego przykładem są stypy, które najczęściej przeradzają się w towarzyskie spotkanie, na którym ludzie śmieją się i żartują, jak gdyby nigdy nic. I wreszcie, filozofowie wskazują również na fakt, że żałoba jest buntem wobec osoby zmarłej, że nas zostawiła. Ktoś powie, że to egoizm, ale ja dodałbym, że jest to raczej dojmujący ból związany z dotkliwą nieobecnością kogoś, kto jeszcze niedawno był ze mną i przy mnie.
Z żałobą wiążą się jeszcze pewne symbole, jak np. noszenie czarnych ubrań czy wycofanie się z życia towarzyskiego na jakiś czas. Jednak wydaje się, że jest to coraz rzadziej praktykowane…
Tak, to zanika. Rzeczywiście, jeszcze za czasów mojej młodości obecne były zewnętrzne znaki żałoby, takie jak ubiór, określone zachowania, nieobecność w pewnych formach życia publicznego itp. Przejawem zanikania tradycji żałobnej jest również to, że z naszych ulic praktycznie zniknęły klepsydry. Pamiętam czasy, w których klepsydrę wywieszało się przy sklepie czy na drzewie blisko domu, w którym mieszkała zmarła osoba. Dzisiaj klepsydry znajdują się już tylko przy kościołach i na cmentarzach. Zmarli są oczywiście w pamięci swoich bliskich, ale przez to śmierć i żałoba przyjmują charakter bardzo indywidualny, wręcz intymny. Śmierć została bezceremonialnie wyproszona z życia publicznego. To znamienne, bowiem mamy z nią przecież nieustannie do czynienia chociażby poprzez doniesienia medialne. Śmierć jest jednak poza nami, nie w nas. Żałoba jest zatem też anachronizmem ograniczonym do doznań wewnętrznych
"Dziękuję za te teksty. To miło czasem poczytać coś sensownego. Żałoba jest niezwykle trudna. Zawsze boli, zawsze doskwiera. To jednak prawda, że żałoba sama przeszła w swoją własną żałobę. Nie ma jej, albo jest tylko chwilowa" (Andrzej, 63 lata. Poznań)
Zastanawiam się nad tym, jak to się dzieje, że śmierć jest dzisiaj tak blisko nas. Nieustannie. Codziennie. Wciąż jednak jest gdzieś tam. (Violetta, Kielce)
Dzisiaj właśnie, 8 kwietnia, ktoś powiedział mi o tym, jak panicznie boi się śmierci (Mirek, Olsztyn, lat 58)
----------------------------
Andrzej Stoiński: Obrzęd pogrzebowy a postawa wobec śmierci, zamieszczonego w czasopiśmie "Humanistyka i Przyrodoznawstwo" nr 7 (2001), s. 159-177
Ewolucja obyczaju pochówkowego
W świecie zachodnim w ciągu ostatniego półwiecza obserwuje się postępującą przemianę obrzędowości. Występuje tu wyraźne zubożenie ceremonii zarówno w treści, jak i w formie. Z pewnością wiąże się to z wieloma przyczynami odzwierciedlającymi przemiany w kulturze, religii, ekonomii, polityce, życiu społecznym oraz nauce. Metamorfoza kultury i religii ma chyba największe znaczenie dla tej sfery życia. Jacques Brehant uważa, że osłabienie religijnego dziedzictwa wywołuje u współczesnych wzmożenie reakcji lękowych i poczucie zagubienia w refleksji nad sprawami ostatecznymi. Z kolei Max Scheler upatruje cierpień dzisiejszego człowieka głównie w przekształceniu środowiska społecznego i tradycji kulturowej.
W rozważaniach Arnolda Toynbee'ego współczesny człowiek próbuje stłumić charakterystyczną właściwość swej natury, jaką jest duchowe obcowanie ze sobą, a przez siebie z transcendentnym Absolutem. Myśliciel ten sugeruje nawet obniżanie się statusu człowieka w wyniku rozwoju nauki oraz zatracenie jego zdolności do medytacji duchowej. Dawniejsze funkcje przypisywane systemom religijnym, takie jak poszukiwanie ludzkiej nieśmiertelności, przeniosły się dziś na naukę, a szczególnie na medycynę. W dawnych społeczeństwach, dla których z różnych powodów bardziej charakterystyczne były ściślejsze więzi, czyjaś śmierć wywoływała zatrzymanie normalnego funkcjonowanie całego mikroświata. Bliski świat tracił na jakiś czas swą równowagę, swój porządek.
Dzisiaj mieszkańcy wielkich miast nie mogą mieć podobnego złudzenia. W każdej sekundzie rozumieją, że z wyjątkiem niewielkiego kręgu najbliższych, dla całego pozostałego otoczenia ich przeżycia nie mają żadnego znaczenia. Bez względu na to, jaką była dawna tradycja, dawała ona poczucie tożsamości i ciągłości, a także bezpieczeństwa w konwencji zachowań. Porównanie społeczeństw dawnych i dzisiejszych ukazuje szczególnie jaskrawą odmienność, gdy rozpatrujemy różnice w obrzędowości. Brehant pisze na ten temat w sposób bardzo dosadny: "W dzisiejszych społeczeństwach, w których człowiek stał się obywatelem - zanim zostanie cyfrą - obrzędy są mało znaczące, a nawet wynaturzone. Jeśli porównamy je z rytuałami społeczeństw starożytnych czy ludzi pierwotnych, wydają się one szczególnie płytkie w swym sztywnym konformizmie i śmiesznej próżności. Ulęgają zwyrodnieniu, straciły swą właściwość, a nawet sens"
------------------------------
Dotyka Pan Profesor tak bardzo wrażliwej kwestii. Bardzo dobry tekst. Problem obrzędów trafia we mnie przy okazji dnia Wszystkich Świętych. I sama łapię się na tym, że to na swój sposób "śmiesznie próżne". Chociaż to myślenie o zmarłych jest nam i "im" chyba potrzebne. (Ania, 63 lata)
-------------------------------------
Boję się nie tyle śmierci, co umierania. (Alicja, Wrocław)
----------------------------
Mirosław Pawliszyn, Obecność nieobecności, Olsztyn2014,
Zmysłowe zetknięcie ze śmiercią
Zmysł wzroku
Problem śmierci pobudza ludzką wyobraźnię, działając niewątpliwie na świat naszych emocji. Można mnożyć rodzące się intuicje. Mają one różny sposób oddziaływania, perswazji. Jednak szczególnym miejscem, w którym odsłania się wewnętrzny sens śmierci, jest doświadczenie jej poprzez zmysły. Napotykamy tu, już w punkcie wyjścia, na zasadniczą trudność. Wydaje się bowiem, że jesteśmy skazani na doświadczenie o bardzo jednorodnej strukturze. Doświadczenie zmysłowe ogranicza się, przynajmniej takie można odnieść wrażenie, do jednego spostrzeżenia – zmarły okazuje ostentacyjnie swoje oddalenie i nieporuszenie. Moje zmysły konstatują wyłącznie to, że jest on kimś, z kim nie mogę już nawiązać żadnego kontaktu, podjąć żadnej rozmowy, zauważyć jakiegokolwiek gestu, czy wnioskować o tym, że on o czymkolwiek myśli. Wydaje się, że doświadczenie to ma charakter zamknięty, nie jestem w stanie wyjść poza nie, dodać czegokolwiek. Przekonanie to, jak się okazuje, nie jest do końca oczywiste.
Doznanie śmierci, w pierwszym rzędzie, odnosi się do "formy percepcyjnej opartej na zmyśle wzroku: doznać zmysłowo obecność śmierci oznacza widzieć martwe ciało". Jarosław Barański nawiązuje do późnośredniowiecznych wyobrażeń śmierci i podkreśla, że wzrok zauważa fakt rozkładu ciała, co z kolei wywołuje przerażenie oraz lęk. Skąd bierze się nawiązanie do tego właśnie okresu historii? Otóż, jak podkreśla autor, we wcześniejszych wiekach ludzie również postrzegali fakt śmierci, prawdę o niszczeniu zwłok, jednak nie nadawali temu tak głębokiej symboliki. Ta zaś znalazła swój wyraz w słynnych Tańcach Śmierci, przedstawieniach tańczących korowodów ludzi wszystkich grup i stanów społecznych, którym przewodzi kościotrup. Na kartach książki odnajdujemy genezę tego obrazu.
Taniec w średniowieczu to czysta ekspresja, wyraz zmysłowości ludzkiej. W nim zmysł dotyku i ruchu mógł stać się źródłem publicznie doznawanych przeżyć. "Tańczono wszędzie, nie szczędząc miejsc sakralnych, kościoła czy cmentarza. Tańczono podczas procesji i misteriów, karnawałów głupców i wszelkich świąt". W akcie tym, ludzie trzymając się za ręce, tworzyli krąg, który wirował "w szaleńczym tempie, dostarczając tańczącym zmysłowych podniet". Co ważne, brali w nich udział ludzie różnych stanów, czerpiąc stąd przyjemność i doznania również o charakterze seksualnym. To właśnie sprawiało, że wszyscy czuli się równi w obliczu tychże doznań. Być może, co sugeruje J. Barański, stąd również brało się poczucie równości, wobec śmierci? Zatem w taniec ten, zostaje zaangażowana również śmierć, ukazana symbolicznie w szkielecie ludzkim. Kości, to jedyne, co zostanie z człowieka, one jako jedyne są w stanie oprzeć się rozkładowi. Śmierć ukazuje się właśnie w owym obrazie, jako bezpośrednie świadectwo marności ciała, jego bezradności w obliczu nieodwracalnego procesu obumarcia.
Zmysł wzroku penetruje fenomen śmierci tworząc nie tylko symbole, ale również dostrzegając jej bardziej dosadne wyrazy. Autor wskazuje, iż w późnośredniowiecznym okresie, nieodłącznym elementem jej obecności stają się robaki. Są one nieodłącznym, makabrycznym "towarzyszem" umarłego. Spełniają rolę dopełniającą proces unicestwienia ciała. Znakiem owej roli jest choroba, jakże często przez nie wywołana. Pokazują one, że ciało ludzkie ma wymiar biologiczny, a nie mitologiczny, czy sakralny. Jego przeznaczeniem jest rozpad i unicestwienie, jest ono wyłącznie pożywką dla tego, co obrzydliwe i odpychające. Nie spełnia więc roli "nosiciela" duszy, nie jest "szatą", w którą się przyobleka.
Zauważmy, poprzez zmysł wzroku postrzegamy śmierć, wydobywając na plan pierwszy tkwiące w niej okrucieństwo i odrazę. Wzmaga on poczucie lęku i grozy, buduje dystans pomiędzy nią samą, a tym, kto jest jej naocznym świadkiem. Średniowieczne intuicje mają swoje odzwierciedlenie i dzisiaj. Człowiek wciąż czuje się niepewnie w obliczu umarłego. Przejawia się to, w odwracaniu od niego wzroku, zasłanianiu oczu dzieciom. Dzieje się tak, mimo tego, iż zmarły widziany jest zazwyczaj jako "upiększony", pozbawiony jakichkolwiek znamion rozkładu. Znamienne jest to, że owo widzenie ma charakter chwilowy, cała reszta dokonuje się już w izolacji wyrażonej w natychmiastowym zamknięciu wieka trumny. Można powiedzieć, że zmarły "skazany" jest na to, by tkwić już we własnej intymności, niedostępnej dla żyjących. I jedna jeszcze uwaga – czy pozostałością po tańcach śmierci nie są współczesne obrzędy pogrzebowe? Znakiem tego jest być może gromadzenie się wokół zmarłego, doświadczenie wzajemnej jedności w przeżyciu bólu bez względu na wiek, status społeczny, czy pochodzenie.